Bartosz Bukowski Bartosz Bukowski
883
BLOG

Mit darmowego autobusu

Bartosz Bukowski Bartosz Bukowski Transport Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

 

Odświeżając sobie ostatnio wypowiedź prof. Miltona Friedmana, zatytułowaną „Mit darmowego obiadu” (tłum. z ang. „Free lunch myth”), po raz kolejny uderzyło mnie jakże proste, ale zarazem trafne jest jej pierwsze zdanie. W tłumaczeniu brzmiało mniej więcej tak: „Jest wiarą powszechną to, iż rząd w jakiś sposób może wydawać pieniądze i jednocześnie nikt na tym nie traci”. Amerykański Noblista ma całkowitą słuszność, gdy twierdzi, że wszystko ma swoją cenę, która musi być prędzej czy później zapłacona przez obywateli.

Rzecz jasna, nikt już nie chce nam serwować darmowego posiłku, ale niektórzy starają się przekonać nas do tego, że możemy zupełnie za darmo poruszać się lepszą, bo darmową, komunikacją miejską. Niestety, w rzeczywistości usługi świadczone przez Miejski Zakład Komunikacji w Koszalinie mają swoją wymierną cenę. Cenę tę, poprzez zakup biletów, płacą przede wszystkim korzystający z usług MZK. Co ciekawe, także ci, którzy stronią od usług tego przewoźnika, a płacą podatki w Koszalinie, również dorzucają do tego interesu niemałe sumy, gdyż miasto co roku dokłada z publicznych pieniędzy ok. 9-10 mln zł na pokrycie strat swojej spółki. Wszystko to, rzecz jasna, przy obecnych – wysokich – cenach biletów, ilości realizowanych połączeń i wielkości taboru.

Wracając do omawianego pomysłu, gdyby chcieć finansować „darmową” komunikację miejską, co oznaczałoby w praktyce rezygnację z przychodów za bilety, to należałoby pogodzić się z tym, że straty notowane przez MZK byłyby jeszcze większe. Szacunkowo można wskazać, że wzrosłyby one co najmniej o 14 mln zł, gdyż mniej więcej tyle wynosiły przychody z tytułu sprzedaży usług przewozu, za lata 2012 i 2013. Skąd zatem spółka, której właścicielem jest miasto, miałaby wziąć fundusze na sfinansowanie takiego rozwiązania? Najpewniej po raz kolejny poprosiłaby o pomoc władze miasta, które hojną ręką dosypałyby przewoźnikowi już nie 10 mln, a 24 mln zł, które oczywiście pochodziłyby z kieszeni koszalińskich podatników. Taka „darmowa” komunikacja miejska, skutkowałaby kolejnym wzrostem podatków i cen usług komunalnych świadczonych przez miasto (woda, wywóz śmieci itp.).

Nawet gdyby koszty „darmowej” komunikacji miejskiej kompensować tylko i wyłącznie obniżką wydatków, to czynione w tym celu cięcia byłyby tak daleko idące, że aż niemożliwe do przeprowadzenia. Na taką obniżkę wydatków, która musiałaby wiązać się ze zmniejszeniem nakładów na przedszkola, oświatę i kulturę, redukcją etatów i wynagrodzeń w magistracie oraz spółkach miejskich, nie zdecydowałaby się bowiem ani obecnie rządząca PO, ani nikt inny spośród grupy: SLD, Lepszy Koszalin, PiS.

Wbrew twierdzeniom zwolenników owego zmitologizowanego „darmowego” transportu miejskiego, nie przyniósłby on mieszkańcom żadnego zysku. Wręcz przeciwnie, po jakimś czasie spowodowałby jeszcze większe straty. Stałoby się tak, gdyż Koszalin, po poniesieniu kosztów związanych z „darmowym” transportem, stałby się miastem jeszcze mniej konkurencyjnym. Po raz kolejny zwiększone koszty utrzymania uderzyłyby szczególnie w rodziny, przedsiębiorców i ludzi średnio oraz słabo sytuowanych, gdyż to oni najbardziej dotkliwie odczuwają wszystkie podwyżki podatków i usług komunalnych, z których, chcąc nie chcąc, muszą korzystać. Do tego znowu bylibyśmy świadkami sytuacji, gdzie wszyscy muszą składać się na przyjemność jedynie stosunkowo wąskiej grupy, co przyczyniłoby się do wytworzenia kolejnych animozji w naszej lokalnej społeczności. Poza tym, wraz ze wzrostem zainteresowania publicznym transportem, należałoby finansować nowe kursy, zatrudniać kolejnych pracowników, kupować i częściej remontować kolejne autobusy, co nakręcałoby spiralę wydatków i jeszcze bardziej pogrążało budżet miasta i prowokowało kolejne podwyżki. Tego rodzaju koszty z pewnością wielokrotnie przewyższają ewentualne oszczędności związane z mniejszym natężeniem ruchu samochód osobowych.

Jedynie na marginesie warto dodać, że w związku z faktem, iż Koszalin znalazł się niebezpiecznie blisko limitu zadłużenia, który wyznacza ustawa o finansach publicznych, branie na siebie tak wielkiego zobowiązania w niedługim czasie zahamowałoby jakiekolwiek średnie, czy duże inwestycje w mieście. Na skutek przekroczenia limitu nawet pilne potrzeby jak np. remont jakiejkolwiek głównej ulicy w mieście stanowiłyby problem odkładany na wieczne nigdy.

Mam nadzieję, że powyższe argumenty przekonały Państwa, iż chęć wprowadzenia w Koszalinie darmowej komunikacji miejskiej jest jedynie przedwyborczą zagrywką, dość cynicznie wykorzystywaną przez osoby chętnie okrzykujące pomysły swych przeciwników „populistycznymi”. W obecnej kampanii wyborczej nie zafunkcjonuje już chyba hasło bardziej populistyczne, niż owa mityczna „darmowa komunikacja miejska”. Mity są wprawdzie wykorzystywane przez reżyserów komedii, jednak w warunkach koszalińskich wcale nie są to wcale dzieła Woody’ego Allena, ale liderów dwóch liczących się ugrupowań – PiS-u oraz Komitetu Lepszy Koszalin. Dlatego należy z całą mocą przeciwstawić się takim inicjatywom, gdyż ich miejsce jest co najwyżej na scenie teatralnej, a nie politycznej.

Na koniec pragnę jedynie dodać, że dostrzegam wiele wad w funkcjonowaniu MZK Koszalin. Jednak miejskiego przewoźnika w żadnym wypadku nie uzdrowi zwolnienie z obowiązku zabiegania o klientów i liczenia się z pieniędzmi. Realną alternatywą jest pójście w ślady takich miast jak Lublin i umożliwienie prywatnym przewoźnikom konkurowania z MZK. Podobnie jak w innych dziedzinach gospodarki, tak również w przypadku transportu zbiorowego tylko zdrowa konkurencja rynkowa pozwoli na poprawę jakości usług i obniżenie ich cen.

 

Zainteresowanych realnymi zmianami w komunikacji miejskiej zapraszam śledzenia naszego profilu MZK do reformy!

 

www.facebook.com/MZKdoReformy

bartoszbukowski1986@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka